W ciągu tych dwóch tygodni (i paru
dni, ale nie czepiajmy się szczegółów) od publikacji pierwszego wpisu,
moją głowę zaprzątały najróżniejsze pomysły oraz tematy, które mogłabym
poruszyć na blogu. Jednak żaden, po dłuższych przemyśleniach, nie
wywołał u mnie reakcji: o tak, to jest zdecydowanie to!
Kilkanaście dni temu natrafiłam na genialnego bloga - Alabasterfox (serdecznie polecam!), w którym szczerze mówiąc - zakochałam się. Najbardziej zainspirował mnie jeden post, dotyczący poranków, a dokładniej wczesnego (bardzo wczesnego) wstawania.
pobudka o 5?
Moją pierwszą myślą, gdy skończyłam czytać, było pytanie: jak można wstawać tak wcześnie? Owszem,
przyznam, że zaciekawiło mnie to, jednak nie w takim stopniu, abym
dłużej się nad tym zastanawiała. Można by powiedzieć, że temat tak
szybko jak mi wpadł do głowy, tak szybko i wypadł z niej.
to jest to!
Parę dni później, ponownie natknęłam się na temat wczesnej pobudki. Od
razu przypomniałam sobie o tym co przeczytałam na blogu, który znalazłam
kilka dni wcześniej. Tym razem jednak temat ten błąkał się w mojej
głowie o wiele dłużej. Rozmyślałam, rozkładałam go na czynniki,
wynajdywałam plusy i minusy, aż w końcu dotarłam do momentu, w którym
mogłam już śmiało wyciągnąć jakieś wnioski z moich (przyznam, że
długich) przemyśleń.
podsumowanie
Zainspirowana i zmotywowana przestawiłam budzik (uprzedzam, pierwszy
budzik!) z godziny 6:50 na 6:00 (może to i nie 5:00, ale i tak jest
postęp). Przekonała mnie do tego wizja spokojnego wypicia kawy oraz
zjedzenia jakiegoś śniadania, którego (aż wstyd przyznać) do tej pory
nie było w moim harmonogramie dnia.
Pierwszego dnia mojej wcześniejszej pobudki, straciłam tę motywację,
którą zdobyłam zaledwie dzień wcześniej. Jednak wstałam. Zmęczona,
jakbym nie wiadomo ile nocek zerwała, ale wstałam. Po śniadaniu i
porannej kawie moje samopoczucie odrobinę się poprawiło. Niestety,
następnego dnia nie było lepiej (można by powiedzieć, że była to po
prostu powtórka poprzedniego dnia). Przyzwyczaiłam się po 3, może 4
dniu, i wstawanie o tej porze przestało być już tak bardzo męczące.
skutki
Słowo skutki brzmi jakby następstwa wynikające z wcześniejszego
wstawania były złe. Jednakże jest właśnie na odwrót. Od kiedy mój dzień
zaczyna się troszkę wcześniej, mam wrażenie, że rano mam w sobie więcej
pozytywnej energii. Dodatkowo przeznaczając czas, który zyskałam na
jedzenie porannego (dopowiem, że najważniejszego) posiłku, w
późniejszych godzinach, nie odczuwam tak bardzo głodu. Wiąże się to z
tym, że w ciągu dnia (pomijając śniadanie) jadam mniej. I z tego to ja
jestem chyba najbardziej zadowolona.
źródło inspiracji
Wracając do bloga, którego na początku wpisu polecałam, myśl przewodnia autorki jest niesamowita. Nie śpię, bo celebruję poranek idealnie
opisuje moje odczucia, dotyczące tego "eksperymentu". Poranki są
wyjątkową porą dnia. Jest to chwila, którą można przeznaczyć tylko dla
siebie, relaksując się (chociaż przez te kilka minut) ulubionym daniem
śniadaniowym, czy też świeżo zaparzoną kawą. Z gazetą, książką lub nawet
telefonem w dłoni można na chwilę "oderwać się od ziemi".
Aktualnie staram się zdobyć dodatkowe 25 minut przestawiając moje
budziki (owszem, mam ich kilka, chociaż zawsze wstaję wraz z pierwszym).
Skrycie liczę na to, że mój organizm przyzwyczai się do tej pory tak
samo szybko jak do tej odrobinę późniejszej.
A jak się prezentują Wasze poranne przyzwyczajenia?